Fakt, że grodzie Trybunalskim od lat z remontu 400 metrów ulicy robi się medialny sukces na miarę budowy jakiegoś kolejnego cudu świata, jest już dla mnie chlebem powszednim. Przywykłem, przeżuwam, przełykam, wydalam – takie są odwieczne prawa natury. Ale zauważyłem pewne nowości w tej dziedzinie. Propaganda wiecznego sukcesu jest w naszym mieście dla niektórych tak wciągająca, że o rzeczach przyszłych pisze się już czasem jako o dokonanych. Wiecie, taki lokalny dialekt future/past perfect, czasem nawet continuous, którego często nie rozumieją nawet najstarsi górale.
Prezydent dużo mówi, ciągle się uczy, nagrywa rolki, relacje, a nawet zrobi sobie selfika z panią „Grażyną” na mieście ku pokrzepieniu serc. Bywa tu i tam. Tam dyplom, tu cukierek, gdzie indziej kiełbasa – była nawet przez moment wyborcza, ale musztardy brakło podobno. Prezydent podkreśla co rusz jak ważny jest dialog i współpraca między podziałami, ale z drugiej strony zabetonował już podwórko fachowcami różnej klasy, a politycznie posiadając pięciu radnych (teoretycznie), próbuje zachowywać się niczym satrapa, którego racja zawsze jest mojsza. A jak nawet nie jest, to lokalni propagandyści w takową ją przekują. Wsparcia lokalnego zbytnio nie lubi, bo bardzo źle się czuje z tym, że ktoś ma na coś pomysł i chce go zrealizować, a to nie jego inicjatywa. To też znamienne, ale nie do końca nowe.
Minęło pół roku od wyborów. Gdzieniegdzie trwa jeszcze „walka o stolec”, tu i ówdzie z magistratu odsuwani są w boczny tor ludzie, którzy choć kompetencje i doświadczenie posiadają, to nie pasują do elity miernej, ale wiernej, która oplotła prezesa klubu swoimi mackami, ciepłymi słówkami,a często nawet topi go w morzu wazeliny.
Po sześciu miesiącach dalej nie widać jakiejś jasnej strategii dotyczącej ciepłownictwa, nie widać planów na nowe tereny inwestycyjne, strefę przemysłową, miejskiego programu walki z zanieczyszczonym powietrzem, a nawet jakichś prób lobbowania za budową „piotrkowskiego” wariantu trasy S12, która mogłaby być kołem zamachowym dla miasta.
Z promesy pozyskanej przez poprzednika, nowy wódz w ostatnich dniach uszył swój kolejny niesamowity sukces, bo….udało się, że ona nie przepadła. A swoją drogą jak to jest, że jeszcze niedawno nie wykorzystaliśmy tej promesy na halę „Relax”, bo prezydent tłumaczył, że go nie stać na 40 milionów wkładu własnego, a teraz przy tej samej kwocie promesy już nagle 35 milionów w budżecie się cudownie znalazło, z tym że na drogi? W sumie część dróg jest w tak opłakanym stanie, że może to i dobrze, choć na „Relaxie” czasem dach przecieka, a nowa hala na Bugaju to póki co fantastyka dość odległa, o ile w ogóle realna. Ja bym nawet chciał tę halę bardzo zobaczyć jeszcze w tej dekadzie, ale wiecie – pieniądze, w przeciwieństwie do gruszek na drzewach nie rosną.
Wracając do „rewitalizacji” naszych dróg. Remont Żelaznej? Ok, potrzebny jak najbardziej. Ale dobór reszty tych ulic to na jakim kryterium się opierał? Wróżono z fusów? Rzucano monetą? Trochę się pogubiłem chyba w tym wszystkim i nie za bardzo ogarniam jaką metodą dokonano wyboru szczęśliwych kandydatów do modernizacji. Ale w końcu na wszystkim człowiek znać się nie musi. Nawet to lepiej, bo często taki stan rzeczy sprawia, że jest się zdrowszym.
Kończąc już tę nierówną walkę z klawiaturą, chciałbym zostawić Was z pytaniem: co według Ciebie się przez te pół roku zmieniło? Co poszło w lepszym kierunku, co w gorszym, a co pozostało niczym ciągła linia izoelektryczna na badaniu elektrokardiograficznym? Moim zdaniem trochę nazwisk na stołkach się generalnie zmieniło. Jedne na potencjalnie lepsze, inne na gorsze. Poza tym póki co po staremu, czyli po „piotrkosku”.